Wzrost o 7,71%, przekroczenie bariery 18 tyś punktów, wzrost procentowy najwyższy od 31 stycznia 1994r. Tak wyglądało środowe zamknięcie sesji Nikkei 225. Jest się czym chwalić. Generalnie zawsze można się czegoś doczepić, znaleźć łyżkę dziegdziu pośród tego jakże wielkiego słoju miodu. Nie byłbym sobą gdybym tutaj także czegoś nie znalazł. O zgrozo, szperałem, szukałem, wertowałem.. i coś znalazłem.
Wywindowanie Japońskich notowań podparte zostało solidnymi fundamentami, tj. deklaracja nowego szefa Partii Liberalno-Demokratycznej, Shinzo Abe, który zapowiedział obniżenie podatku zysku od przedsiębiorstw o 3,3 pkt procentowego. To zaczęło rozpędzać nasz giełdowy rollercoaster. Jednak prędkość maksymalną i stabilizację wagoników zapewniło tzw. Zielone zamknięcie na Wall Street, czyli upraszczając, dzień pracy obchodzony w Stanach Zjednoczonych. De facto ten pasywny dzień dla notowań amerykańskich spółek przyniósł korzyści w postaci kilkuprocentowych zwyżek, nie tylko notowań ale również rynków surowcowych, które jak woda na młyn napędziło bliski wschód.
Co jednak gdyby nie zapewnienia Pana Schinzo? Co gdyby w poniedziałek Wall Street było rozgrzane do czerwoności? Czy bylibyśmy świadkami takiego ‘odpalenia’ w Japonii? Tego nie wiemy, a spekulacjom może nie być końca.
Jak najbardziej oczywistym jest, że wielkie gospodarki wywierają naprzemiennie na siebie naciski, pozwalające nam z zaciekawieniem wpatrywać się w wykresy, skaczące niczym Kamil Bednarek podczas swoich koncertów jednak czy uzależnienie od notowań pochodzących zza oceanu musi mieć tak bezpośredni wpływ na ruchy na innych giełdach? Zupełnie normalne jest, że odnosimy się i porównujemy do najlepszych, jednak warto oderwać pępowinę i pomyśleć nad trochę większym uniezależnieniem. Początkowo nawet nad małym, mikroskopijnym, które z perspektywy czasu pokaże nam, że warto rozszerzyć horyzonty, a nie z klapkami na oczach skupiać się na tym co jest. Patrzmy w przyszłość, to my nią jesteśmy i tak jak wykreujemy ją w zarodku, tak przekonamy się, że będzie to procentowało. Serio.